Jeśli miasto przez człowieka jest odczuwane, o czym traktowała część pierwsza ( Odczuwalne miasta ), musi być elementem budującym podmiotowość mieszkańca. To, kim on jest, zależy od tego gdzie mieszka. Usytuowania w mieście nie można rzecz jasna rozumieć lokalizacyjnie (jakie współrzędne?), jako przestrzeń w której mieszkaniec jest zawarty, lecz adaptacyjnie (do czego służy?), jako miejsce realizowania działań podwyższających poczucie szczęścia mieszkańca.
Do określenia „relacji przestrzennej” w obrębie miejsca człowieka nie można wyłącznie wykorzystać zwykłego fizykalnego pojęcia odległości, którym posługują się np. inżynierowie. Kształt miejsca zależy od stopnia udostępnienia przestrzeni miejskiej ludzkiemu ciału, potrzebom człowieka, i wartościom definiującym cel jego działań. „Pod ręką”, „za rogiem” i „w pobliżu” nie są jednostkami przestrzeni metrycznej, lecz werbalnym wyrazem kształtu miejsca rozszerzającego możliwości poznawczo-motoryczne mieszkańca.
Człowiek jako byt wyłącznie biologiczny niewiele potrafi: nie porusza się po miękkim śniegu, nie konsumuje gorącego płynu i nie zabija oddalonych i przemieszczających się zwierząt. Dopiero wyposażenie człowieka w narty, łyżkę i łuk umożliwia zjazd, posiłek i polowanie. Miasto, podobnie jak narzędzia codziennego użytku, wzmacnia umysł i ciało mieszkańca.
Naukowiec badający różnorodność ludzkich form poznania doświadcza tego, co zwiedzający muzeum malarstwa: uderza go mnogość perspektyw postrzegania świata. Osoby, które obserwuje – dzieci, seniorów, kobiety w ciąży, matki z wózkami, turystów z ciężkim bagażem – nadają przestrzeni miejskiej wokół siebie określony pragmatyczny wymiar, przekształcając ją w miejsca unikalne dla każdego z nich.
Plac miejski stanowi miejsce zabawy dla dzieci, miejsce rozmowy dla dorosłych mieszkańców, czy miejsce odpoczynku dla przyjezdnych. Miejsca pozostają zrelatywizowane do ludzkich potrzeb i możliwości, a przypadki atopii , czyli wyrwania człowieka z miejsca jego życia (dziecko nie ma miejsca do zabawy, senior nie ma miejsca dla towarzyskich spotkań, itd.), wywołują u niego silną reakcję stresową:
„Mnie jak rzece
Surowa epoka zmieniła bieg.
Zamieniono mi życie. Innym nurtem
Obok innego życia popłynęło. I oto nawet nie znam swoich brzegów.”(A. Achmatowa „Elegie Północy”, w: A. Achmatowa „Poezje”, przeł. S. Polak,
Kraków 1981, s. 297)
Miejsca są układami otwartymi, pozostającymi w procesie ciągłego budowania i współbudowania, co oznacza, że osoby je zamieszkujące nigdy nie są poznawczo zamknięte i zdefiniowane, na przykład przez własny materiał genetyczny lub niezmienny mózg. Warto myśleć o miejscach nie tyle w kategoriach substancjalnych, co procesualnych: nie są one adresem, pod którym można znaleźć daną osobę, a raczej procesem jej poznawczego wzrostu i rozwoju: siedzisko dla dziecka staje się schodami dla jego taty, i barierą architektoniczną dla jego dziadka.
W praktyce oznacza to, iż uprzywilejowaną perspektywą badania odczuwalności miasta, jego funkcjonalności i racjonalności pozostaje punkt widzenia samego człowieka, czyli spojrzenie na jego umysł od wewnątrz miejsca, które zamieszkuje . Przyjęcie perspektywy zewnętrznej, redukującej miejsce do trójwymiarowej przestrzeni, a świat życia mieszkańca miast do przyrody (mierzalna, a nie odczuwalna temperatura) lub kultury (instytucjonalne wydarzenia, niedostępne dla osób niepełnosprawnych), generować może błędy, których nie ustrzegł się nawet Aleksander Łuria, jeden z najoryginalniejszych twórców neuropsychologii. Nie mógł on zrozumieć, że „brak zaufania do rozumu może mieć całkowicie racjonalne podstawy” (F. Fernandez-Armesto „Historia prawdy”, przeł. J. Ruszkowski, Poznań, 1999, s. 107).
W latach trzydziestych XX wieku Łuria badał zdolności logicznego myślenia plemion uzbeckich. Przeprowadził test, w którym poinformował swoich rozmówców, iż na Dalekiej Północy wszystkie niedźwiedzie są białe, a następnie zapytał o barwę niedźwiedzi na Nowej Ziemi, która leży na północy. Rozmowa miała następujący przebieg (Fernandez-Armesto „Historia prawdy”, s. 108):
„-[…] jaki rodzaj niedźwiedzi mieszka na Nowej Ziemi?
– U nas się mówi tylko o tym, co widzimy: nie mówimy o tym, czego nie widzieliśmy.
– Ale co wynika z moich słów?
– To jest tak. Nasz car nie jest taki jak wasz, a wasz car nie jest taki jak nasz. Na wasze pytania może odpowiedzieć tylko ktoś, kto tam był, a jeśli ktoś tam nie był, to nie może niczego powiedzieć na podstawie waszych słów.
– Ale na podstawie moich słów…
– Gdyby ktoś miał sześćdziesiąt lub osiemdziesiąt lat i widział kiedyś białego niedźwiedzia, to można by mu uwierzyć, ale ja nigdy nie widziałem białego niedźwiedzia, więc nie mogę nic o tym powiedzieć. To moje ostatnie słowo. Ci, co widzieli, mogą mówić, ci, co nie widzieli, nie mogą.”
Łuria doszedł do wniosku, iż jego rozmówcy wciąż tkwią w przedlogicznej fazie rozwoju myślenia – ewidentnie nie rozumieli najprostszych sylogizmów. Wniosek okazał się jednak pochopny i w konsekwencji błędny: według Uzbeków „wiarygodne wnioski nie mogą opierać się na niesprawdzonych przesłankach”, a „tam, gdzie uzyskana informacja kłóci się z doświadczeniem, właśnie doświadczenie okazuje się pewniejszym przewodnikiem” (Fernandez-Armesto „Historia prawdy”, s. 110).
Łuria uniknąłby popełnienia błędu, gdyby spojrzał na problem oczyma swoich respondentów – to, co dla niego było dziecięcym myśleniem, dla nich było sprawdzonym sposobem życia wewnątrz określonego miejsca.
cdn…
Polecam także: Jak podwyższyć użyteczność współczesnych miast .
[…] poprzednich dwóch artykułach (część 1 ; część 2) poświęconych odczuwalnemu miastu, zwróciliśmy uwagę na znaczenie subiektywnego odbioru […]